poniedziałek, 24 września 2018

Nic

Wszystko traci sens
Po raz kolejny
Znikasz.
Nie muszę się troszczyć, nie kocham nikogo
Bo nikim siebie nazywasz

sobota, 1 września 2018

Utrata Jego.

Od ostatniego wpisu dużo się wydarzyło. Tego dnia wyszliśmy wszyscy na miasto na imprezę do baru. Tańczyłam z Kacprem i nagle poszłam usiąść, zdążyłam spojrzeć na Michała z Gabi i wyszłam przez płot, bo nie dałam rady tego znieść. Przez dwie godziny rozmawiałam ze świetnymi ludźmi po trzydziestce z Katowic. Przyszedł Kacper i powiedział że wszyscy idą na plażę więc powiedziałam że przyjdę za chwilę. Po 15 min zadzwoniłam do niego, przyszedł po mnie i razem dotarliśmy na plażę. Chciałam pomoczyć nogi, ale wchodziłam coraz dalej. Zanurzyłam się cała a Maju wkurwiony powiedział podobno (Jadzia słyszała, ja nie), że jeśli wejdę jeszcze raz to ze mną zrywa. A ja wchodzę. I idę dalej. Zaczął mnie przytrzymywać a ja próbowałam się wyrwać krzycząc że ma mnie zostawić. I krzyczałam, krzyczałam, krzyczałam aż powiedział "Zostawiam cię. Na zawsze." Weszłam do morza. Cały czas miałam tylko jeden cel. Od początku. Chciałam się utopić. Wiedziałam że w obecnym stanie jeśli wypłynę to nie wrócę. I zrobiłam to. Płynęłam.
Wszyscy mnie wołali i podpłynął Antek. "Milka zawróć. Milka, proszę Cię nie płyń dalej." Zaczęłam się krztusić wodą, Antek mnie trzymał i kazał płynąć do brzegu. A ja nie chciałam. Zanurzałam głowę pod wodę i "oddychałam" wodą. Wszyscy przy brzegu mnie wyciągali. A ja wciąż chciałam się zachłysnąć. Antek trzymał mnie z kimś jeszcze. Wyszliśmy z plaży i był most. Cztery razy próbowałam się wyrwać, gotowa do skoku. Byłam totalnie zdeterminowana żeby naprawdę umrzeć i robiłam wszystko żeby osiągnąć swój cel. Wtedy musiały mnie trzymać trzy osoby. Podczas drogi powrotnej próbowałam uciec jakieś 10 razy okłamując ich wszystkich że będę już grzeczna. Ale oni trzymali za mocno. Gdy weszliśmy do domku pobiegłam na górę po żyletki i zbiegłam do łazienki, zamknęłam się, ale Jadzia otworzyła jakoś drzwi i zabrała mi to. Później dowiedziałam się że wzięła wszystkie ostre rzeczy. Miała być przy mnie jak biorę prysznic ale prosiłam ją żeby wyszła. Pomysły mi się nie kończyły: weszłam pod prysznic i lałam sobie wodę do gardła nie mogąc oddychać. Ale zaczęłam się krztusić i Jadzia szybko weszła zabierając mi prysznic z ręki. Obiecałam że jeśli zamknie kabinę to już tego nie zrobię. Zrobiłam znowu. Uratowała mnie znowu i kazała wyjść. Gdy szłam na górę, przypomniałam sobie że Jadzia schowała przede mną pod poduszką tabletki Ketonalu które chciałam wziąć 2 dni wcześniej (było ich 11, przedawkowanie jest od 4). Wbiegłam na górę i zdążyłam wyjąć może dwie i połknąć zanim Jadzia mi je wyrwała, ale ja wcześniej dałam sobie trzy pod poduszkę o czym Jadzia i Kasia nie wiedziały. Ponieważ trzymały moje ręce, odsunęłam poduszkę głową i bez zastanowienia połknęłam trzy kolejne tabletki. Dziewczyny były załamane, położyły mnie i wyniosły z pokoju wszystko czym mogłam się zabić. Wszelkie tabletki, szkło, liquid do efajki itp. Gdy obudziłam się rano, łóżko Jadzi było przesunięte tak, żebym nie mogła otworzyć drzwi i wyjść. Jak w psychiatryku. Kasia spała z Jadzią. Podobno były tak przerażone że miały spać na zmianę żeby mnie pilnować. Nie wiedziały czy dzwonić na pogotowie. Modliły się.
Następnego dnia czyli wczoraj, rozmawiałam z Kacprem. On nawet nie wie co się działo od wejścia do morza, bo nikt mu nie powiedział. Nie jesteśmy razem. Stwierdził tylko, że nie potrzebuję partnera tylko specjalisty.
Singielka forever.