piątek, 22 listopada 2019

Talitha kum!

Chcę o tym napisać. Nawet jeśli nikt tego nie przeczyta, mam to napisane. Pan Bóg jest wielki. Od kilku miesięcy, myślę, że jest naprawdę dobrze. Odkąd wróciłam do domu. Nie dzięki rodzicom, ale dzięki Bogu. Dzięki temu, że zmieniłam totalnie swój tryb życia, odnowiłam relację z Tatą, spędzam znów dużo czasu z dziećmi, wysypiam się, nie piję i przede wszystkim nie mam kontaktu z Maćkiem. I tutaj chcę Ci Maciek podziękować. Dziękuję Ci za to, w jaki sposób skończyłeś tę znajomość. Ja jestem szczęśliwa i mam nadzieję, że Ty też. Ale nie chcę tego wiedzieć. Chcę żyć tak, jakby nas nigdy nie było. Jest mi z tym dobrze. Piszę to dopiero teraz, mimo że miałam ochotę już 3 miesiące temu, ale potrzebowałam czasu, żeby utwierdzić się w tym, że naprawdę nie tęsknię i naprawdę nie chcę do tego wracać. Dziękuję Ci Maciek, bo to mi bardzo pomogło. I dziękuję Ci Boże, że dałeś Maćkowi tę mądrość.
Dzisiaj zrobiłam swój pierwszy tatuaż. Dziś, 22 listopada, dokładnie rok po mojej (śmiesznej co prawda) próbie samobójczej. Talitha kum! znaczy "dziewczynko, mówię ci wstań!". A kwiaty są życiem. Wiosną! Niektóre z nich są już rozwinięte, niektóre niezupełnie. Tak samo jak różne aspekty mojego życia. Ale gdy spojrzę na ten tatuaż, mam tę pamiątkę, że Chrystus już mnie wskrzesił. I nie ma śmierci, z której nie mógłby mnie wyciągnąć.