Muzyka cofa mnie w czasie. Zwykle od tego się zaczyna. Niebieskim pasemkiem odejmuję sobie parę lat, żeby czuć się jak wtedy. Oglądam tysięczny raz zdjęcia z tego okresu i jakoś nic nie chce wrócić. Myślę któryś raz żeby włożyć tego nostrila spowrotem, ale wydaje się to jakieś głupie, już nie jestem tamtą Emilią, nie lubię w kontrowersyjny sposób zwracać na siebie uwagi. Ubieram się inaczej, chociaż nadal mam w szafie tamte ciuchy, ale jakoś teraz już mi nie pasują. Czuję się jak stara gówniara. I tak powoli trzeba zmieniać tę zawartość, Mała Istotka będzie się coraz bardziej rozpychać we mnie. Lepiej, żeby tej patologicznej części mnie już nie było gdy przyjdzie na świat. Ale chyba nie można zatrzeć śladów?