sobota, 31 sierpnia 2019

Do zobaczenia

Wyjechał.
Nie rozumiem, dlaczego w ogóle ta znajomość się utrzymała. Trochę się zdziwiłam jak uświadomił mi wczoraj że to już pół roku prawie. Poznaje każdego dnia tyle osób i jakoś ja wróciłam. Pewnie początkowo chodziło o to co miał, a nie o Niego. Ale teraz... Po prostu chcę siedzieć obok Niego, czuć ten zapach który wszędzie mnie prześladuje. Patrzeć w te ogromne czarne źrenice i uspokajać Go gdy nerwowo obraca telefon w ręce.
I ten uśmiech. To ten uśmiech właśnie.
"Będzie mi ciebie brakowało". Szczerze, zaskoczył mnie tymi słowami. Nie sądziłam, że moja obecność znaczy dla Niego cokolwiek.
Wystarczy mi ta cisza w gwarze miasta. Bo wiem, że nie powinnam oczekiwać nic więcej, jeśli nie chcę spaść na samo dno chodząc po tej cienkiej linie.
To nie jest bezpieczne. To nie jest dla mnie. Zatracę się.


Wrócisz?

wtorek, 27 sierpnia 2019

On, Ona, Oni

Już rozumiem, że wiele spraw przestało mnie dotyczyć. To morze nie jest moje z nimi. Te myśli nie są o mnie. Nie jestem ważna, choć byłam. Ale to było kiedyś. Jeszcze dwa lata temu... później się wykruszało, ale jeszcze rok temu... I koniec. Nie dostałam zaproszenia. Żałuję tego co robiłam. Wiem, że udają gdy się widzimy.
A Ty? Co by się stało, gdybyśmy przez przypadek, gdzieś... Nic. Nic by się nie stało. Nie ma nienawiści, nie ma sympatii, jest obojętność.
Dostrzegam błędy. Trochę za późno. Teraz obojętność. Z każdej strony. Ty, oni, nowi, wszyscy obojętni. Obojętni na mnie, nie mi.

Tylko Ona, wciąż w to wierzę, jest inna.


Gdyby dało się cofnąć czas, spróbowałabym z tą sobą którą jestem teraz.



Ale się nie da, więc beznadziejnie próbuję teraz.



A może jeszcze za wcześnie, skoro nie wychodzi?...

wtorek, 20 sierpnia 2019

Myśli chwilowe

Grudki śniegu opalają się w pomarańczowym świetle latarni, która rozjaśnia mi drogę o zmroku.

Być może chcę tej zimy bo tylko wtedy mogę zatęsknić za Nim. Przecież każde lato spędzaliśmy osobno. Dlatego teraz nic nie czuję.

sobota, 17 sierpnia 2019

17.08.19.

Mówię to płacząc. Ja tak naprawdę żyję cały czas w lęku, że coś stracę. Że stracę chłopaka, że stracę przyjaciółkę, że stracę mieszkanie, że stracę rodzeństwo, że stracę rodziców.
A fakt jest taki, że ciągle tracę i na tym polega życie. Co chwilę utrata czegoś.

Myślę o tym, bo patrzę teraz zupełnie inaczej na moich rodziców i Dom. Oni się nie zmienili, ale ja i moje postrzeganie tak. Zaczęłam ich bardziej doceniać, akceptować wady i niedociągnięcia. I po prostu kocham. Tak jak umiem, próbuję to okazywać. Przywiązałam sie teraz jak małe dziecko, a powinnam zacząć właśnie odcinać pępowinę. Ale nic innego mi nie zostało, bo kogo mam oprócz Nich?
Możliwe, że to przez tą samotność. Próbując się przed nią bronić rozpaczliwie wyciągam ręce, wołając cicho "pomocy". Wołając o zrozumienie i samą obecność, która pozwoli mi myśleć, że to jeszcze nie jest samotność.