Moje martwe ciało tak obce.
Leży bezwładnie na łóżku tak obcym.Zaczynają spływać łzy. Coraz więcej. Oddech staje się nieregularny. Ciało drży. Umysł opętany. Jestem złem. Od kilku lat nie robię postępów w żadnej kwestii, za to umiejętnie się wyniszczam. Od kilku lat nikt nie myśli by mnie pokochać.
Czy nigdy już nie dostanę bliskości? Obecności? Kogoś kto po prostu mnie obejmie nie pytając co się dzieje.
Zasłużyłam na samotność. Ale widzę, że długo już tak nie dam rady. Czuję się odrzucona. Jestem odrzucana. A lata uciekają, cyfry się zmieniają i nie zejdą już w dół.
Dostałam niespodziewanie prezent. Ale tylko na chwilę. I chyba podróbka.
A potem płakałam.
Teraz został lęk, bo zakończyłam kilka spraw i miało być miło, spokojnie, bez robienia z siebie kretynki. Tak beztrosko. Boję się, bo chyba się nie uda. I pozostanę tą kretynką.
Tępe ostrze próbuje przebić skórę by spotkać się z żyłą. Jednak to się dziś nie uda.
Wiem, że ten wpis jest dziwny i może niezrozumiały. Nie mogę mówić prawdy. Ja już nawet nie umiem mówić prawdy, bo nie wiem co jest prawdą, a co moim urojeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz