"Lepiej by to, co czuję, nie było pieprzoną nadzieją. Wiele miesięcy temu pozbyłem się tego cholernego uczucia i niech mnie szlag trafi, jeśli ponownie dopuszczę do siebie to gówno."
A ja znów dopuszczam. I nakręcam się, nie mając żadnych sygnałów z drugiej strony, a potem znów będę pusta, nieobecna i w depresji.
Ale nieważne, skoro już dopuściłam to niech będzie co ma być. Miałam dziś tak super dzień, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio się tyle śmiałam. Czuję się świetnie, to pewnie leki, ale w dużej mierze wpłynął na mnie też Kej, a właściwie rozmowa którą mieliśmy. Cieszę się, że otworzył się trochę przede mną oraz że ja powiedziałam mu prawdę o sobie.
Chodziłam po korytarzu, radość mnie rozpierała, a w palarni serdecznie śmiałam się do okien.
Chcę walczyć o siebie i innych. I mam nadzieję, że nie będzie tak tylko teraz, gdy jestem w szpitalu.
Edit: Już świetny humor poszedł się jebać. Dajcie mi jebaną żyletkę. Dziękuję bardzo M. Daj znać kiedy jej powiesz i nie czytaj więcej mojego bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz