Zaniedbana przez rok winorośl, nie podcięta, bez opieki, szybko wrasta w niepasujące do niej środowisko. Owija się w tuje oraz inne napotkane po drodze drzewa. Po roku ciężko ją wyciągnąć, trzeba użyć dużo siły aby wyrwać suche, nie dające owocu gałęzie wplątane w inne rośliny.
Tą winoroślą jestem ja. W ubiegłym roku wplątałam się w niepasujące do mnie otoczenie, robiłam rzeczy niepodobne do mnie, a wyjście z tego jest trudne. Jednej gałęzi już dawno tak się uczepiłam. Trzyma mnie teraz przy sobie a ja nie mogę sama wyjść. Trzeba zdecydowanego, silnego pociagniecia by mnie z tego wyrwać.
Myślę, że wyrwana już jestem, jednak zostały na mnie resztki z tamtego drzewa. Uschnięte gałęzie trzeba pociąć na kawałki i wrzucić do worka, którego zawartość zostanie wywieziona i spalona.
Dziś byłam na działce z tatą. Z początku gdy mnie o to poprosił, nie zareagowałam zbyt entuzjastycznie. Pomyślałam jednak, że narzekam tyle razy że jestem jakby odcięta od rodziców, a gdy tata proponuje mi wspólne wyjście na ogródek, żeby razem popracować, to co? To ja nie mam ochoty. Stwierdziłam, że to właśnie może być moment, kiedy porobię coś razem z tatą i spędzimy czas sami. I teraz jestem bardzo zadowolona, że poszłam! Pięknie świeci słońce, widać pierwsze oznaki wiosny takie jak krokusy, mały trzmiel, budzące się do życia krzewy a nawet mrówki! Może to dziecinne, ale ja taka jestem. Wiosna jest moją ulubioną porą roku i odkąd byłam mała, zawsze szukałam jej pierwszych oznak. Tak zostało do dziś. Uśmiechałam się szczerze chłonąc promienie słońca i delikatny, ciepły wiatr, wykonując pracę którą zlecił mi tata.
Jest wiosna. Jestem na dobrej drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz