sobota, 21 listopada 2020

 Biegnij! Nie odwracaj się kurwa, biegnij! Uciekaj stąd.

Głupia suka. Przećpana morda. Zdrada. Szczękościsk. Śmierć. Respirator.

Gdzie jest Twój Bóg?

Jak udało Ci się uciec tak daleko? To co tutaj płonie, to jebane piekło. Uciekaj zanim ogień nie pochłonął Ciebie. Uciekaj głupia.

piątek, 6 listopada 2020

Piękny umysł.

Powinnam pisać. Dla samej siebie powinnam to robić. Spróbujmy.

Poranek, spokojna droga do pracy i wszystko wskazuje na dobry dzień. Ale dostaję dziwną wiadomość od ukochanego i czarne myśli zaczynają się kłębić. W pewnym momencie wiem, że to nawrót schizofrenii. Skarbie, jak Cię uświadomić, żeby Cię nie skrzywdzić? Co powinnam zrobić zamiast wpadać w histerię i płacz?

Teraz wiem, że powinnam była być bardziej stanowcza. Może postawić jakieś ultimatum, żebyś brał leki. Ale mówiłeś, że czujesz się świetnie, a ja dzięki temu, też czułam się dobrze. Bo Twoje szczęście to moje szczęście. Ale teraz, gdy zachowujesz się w ten sposób, mówisz o wymiarach, przeprowadzasz rozmowy z mózgiem i tworzysz teorie o nieskończoności, nie cieszy mnie to. Co mogę zrobić? Co powinnam zrobić? Dlaczego tak bardzo się boję?

Co może przemówić do Ciebie żebyś zobaczył, że musisz brać leki... i nie możesz palić?

środa, 14 października 2020

Мы

Spotykamy się w przerwie na oddech
W mrugnięciu okiem
W ciszy między ruchem wskazówki zegara,
która wciąż gdzieś się spieszy
I nie pozwala mi się nasycić.

Tęsknota dziurą
przelewam przez nią myśli
I Ciebie, gdy jesteś blisko.
To za mało by zakleić.

Domyślasz się połowy
Bo dużo łykam
słów,
leków,
i śliny
Czasem łez, gdy zapominam zapachu szczęścia.
To czas, to wskazówka, która goni mnie i nie pozwala powiedzieć wszystkiego.

wtorek, 6 października 2020

Wro

Gdzie ta lina która wciągnie mnie w codzienność? Obce światła, krótko znajome. Czy można im ufać?
Czy będziemy tacy sami daleko od siebie?
Chcę leżeć w łóżku sama. Ale muszę znaleźć pracę. A Ty przyjedziesz. I tego też chcę. To wszystko będzie trudne. Wierzyć Tobie, że będziesz mnie kochać, to trudne. Czy tęsknisz?
Szkoła, Internet, czynsz, chleb, mleko, szampon do włosów.
Welcome

niedziela, 30 sierpnia 2020

ROZDWOJENIE JAŹNI.

To był błąd i żałuję tego. Jednocześnie wiem, że zrobiłam to pod wpływem. Co to zmienia? Tylko tyle, że mam kolejny dowód na to, że mam coraz poważniejszy problem. Skoro już to zaczęłam, trzeba coś zrobić. Brak odwagi. Brak rozumu. I jebana nerwica która nie daje mi żyć. Ręce drżą, chodzę nerwowa, jakaś siła rozpiera mnie od środka- potrzebuję chillu. Nie mam. To piwko. Drugie. Będzie trzecie zaraz. Meliska też była, ale nic nie dała XD Teraz szukaj powodu: próba utrzymania abstynencji, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, trudności w relacjach, sytuacja w domu, przeprowadzka, praca? Także chyba nie ma się co dziwić że mam ochotę rozjebać ściany, płakać, chlać i krzyczeć jednocześnie.

Trzeba z TYM coś zrobić. Tak, myślałam czasami. Ale czasami. Jednak dzisiaj, nie było chwili żebym nie myślała.


Sama sobie wszystko rozjebałam XD. Ale kurwa, przecież ja teraz jestem  TAKA SILNA, JESTEM GOTOWA NA COŚ NOWEGO, JEST ZAJEBIŚCIE. No i chuj, wystarczyła chwila i impulsywnie podjęta głupia decyzja...

środa, 19 sierpnia 2020

Znaczy "Skała"

 Czuję chłodzący śnieg na mojej twarzy

A to tylko piosenka słuchana w sierpniu
Ten chłód jest samotnością utkaną z używek
Moją osobowością wykreowaną przez to co robię od kilku lat.
Ale ten śnieg koi.
Weź moją rękę i zaprowadź mnie gdzieś daleko
Gdzie słychać tylko dźwięki tych melodii
Granej o świcie piosenki gdy myję naczynia i podcinam żyły
A Ty nie wiesz
Chłopcze o czarnych włosach i mądrym spojrzeniu
Chłopcze z wartościami których ja dawno już nie mam.
Chłopcze niepalący z dymem w ustach.
Gdy dotknęłam Twej twarzy, znów poczułam, że chcę żyć.
Płakałam gdy poszedłeś
Spadałam w przepaść mojej nędzy.
Chłopcze, jeśli to czytasz, wiem że o mnie pomyślałeś.
Skało, jeśli to czytasz, odezwij się.
Jeśli tego nie czujesz, powiedz mi.

I just need some help.

Nic lepiej nie wyraża tego co teraz czuję, niż ta piosenka.


czwartek, 13 sierpnia 2020

Amfetamina ma gorzki smak.

 Moje martwe ciało tak obce.

Leży bezwładnie na łóżku tak obcym.
Zaczynają spływać łzy. Coraz więcej. Oddech staje się nieregularny. Ciało drży. Umysł opętany. Jestem złem. Od kilku lat nie robię postępów w żadnej kwestii, za to umiejętnie się wyniszczam. Od kilku lat nikt nie myśli by mnie pokochać.
Czy nigdy już nie dostanę bliskości? Obecności? Kogoś kto po prostu mnie obejmie nie pytając co się dzieje.

Zasłużyłam na samotność. Ale widzę, że długo już tak nie dam rady. Czuję się odrzucona. Jestem odrzucana. A lata uciekają, cyfry się zmieniają i nie zejdą już w dół.
Dostałam niespodziewanie prezent. Ale tylko na chwilę. I chyba podróbka.

A potem płakałam.

Teraz został lęk, bo zakończyłam kilka spraw i miało być miło, spokojnie, bez robienia z siebie kretynki. Tak beztrosko. Boję się, bo chyba się nie uda. I pozostanę tą kretynką.

Tępe ostrze próbuje przebić skórę by spotkać się z żyłą. Jednak to się dziś nie uda.

Wiem, że ten wpis jest dziwny i może niezrozumiały. Nie mogę mówić prawdy. Ja już nawet nie umiem mówić prawdy, bo nie wiem co jest prawdą, a co moim urojeniem.

sobota, 8 sierpnia 2020

W te wakacje nauczymy się pożegnań.

Chcę odlecieć. Czuć, jak igła przebija moją skórę, po czym daje ukojenie w tym pierdolonym zagubieniu. Wiele refleksji mnie nachodzi, ale nawet nie wiem jak odpowiednio ubrać to w słowa. Kolejne pożegnanie. Kolejne odrzucenie. Kolejne wyrzuty. Kolejny raz... po prostu jestem szmatą.

Po co jechałam na kajaki skoro byłam non stop na piździe i nawet nie odróżniałam czy jestem na fazie czy już nie?
Po co jadę zajmować się dziećmi skoro tylko piję i palę żeby przetrwać kolejny dzień nawet się nad tym nie zastanawiając.
Mam dość. A na sam koniec wyjazdu słuchać jeszcze wyjaśnień i usprawiedliwień że się zakochał w jakiejś lasce. Przecież wiedziałam. W dupie mam wyjaśnienia, myślałam że sprawa zamknięta.

Jednak sprawy lubią wracać, więc czym byłby ten wyjazd gdyby góra chujozy nie została przyprawiona już na samym początku odrobiną stęchlizny.

I tak sobie właśnie żyję od jakiegoś czasu nie czekając już na żaden cud, nie licząc że cokolwiek się naprawi, nie mając większej nadziei i nie ograniczając się w używkach.

Nie chcę wyjeżdżać do Wro, nie chcę też tu zostawać. Nie chcę nic robić, bo nie mam na to ochoty. Bo nie wiem jak i co właściwie. Czasami rozpierdala mnie ten ból z którym nie mogę nic zrobić. Stoję bezczynnie po prostu to czując.


piątek, 10 lipca 2020

Pozdrawiam wszystkie idiotki

Jestem dość radosna. Nie umiem płakać. Nawet nie zasmucił mnie tak bardzo kosz od Jeremiasza. Nawet kolejne odejście Maćka. Czy to leki? Czuję jakbym nie była sobą. A może właśnie taka jestem naprawdę, ale zdrowa? Może po przejściu terapii będę taka zawsze? Co jest kurwa XD

Nie no, nie śmieszy mnie to w ogóle. Dobry dzień? Tak bardzo dobry tak z dupy? Mimo tylu rzeczy na głowie. Ale jedno. Wystarczy jedno. Piwo. I mechanizmy się pierdolą. Jestem wkurzona, że nie umiem wyć a mam na to ochotę.

A może to kwestia nowych zasad? Nigdy więcej nie dać się robić. Cześć, jestem idiotką od czterech lat. Dumnie należę do społeczności idiotek które dają się robić. I taka teraz twarda jestem że chuj z wami facetami. Wymiękam wieczorami. Gdy tylko wyjdę z pracy i nie mam na czym się skupić. Autobusy, Strachy, Twoje oczy lubią mnie.
I powiem tylko tyle, że to wszystko mnie zgubi.

Dumnie albo nie. Chyba nie. Jestem wkurwiona na to jak obecnie wygląda moje życie.

niedziela, 21 czerwca 2020

Persony.

Największym bólem jest niezrozumienie. Kiedy naprawdę wszystko się sypie, nadzieję odchodzą, widzisz że nie radzisz sobie sama z sobą, a najbliższe osoby nie tyle nie rozumieją. Gdyby tylko. Już nie chcą Ci pomagać.
Spadła na mnie bomba. Zbyt wiele w krótkim czasie. Straciłam Miłość i Nadzieję. Nikt nie rozumie. I nikogo nie ma obok. Radź sobie sama. Jesteś dorosła. To Twoje błędy. Przecież wiesz.

Okej. Może kurwa najwyższy czas. Zawsze czułam, że jestem ciężarem dla innych. Co kogo obchodzi co przeżywam. Po co ktoś ma mnie słuchać. Nawet nie proszę o zrozumienie. Czasami chcę tylko powiedzieć. Ale już nawet nie mam komu.

Ta moja szczerość jest błędem.

Czyli mam być sobie z tym sama, tak? Bądź sama, a ja tylko będę ci dokładał tak żebyś się nie pozbierała.

Spoko, udaje się. Leżę, wyję i nie chce mi się już podnosić. Pierdolę to. Wrócę do tego gówna i poleżę w nim trochę aż się uduszę. Skoro nawet nikt nie może spotkać się ze mną na chwilę w ciągu miesiąca albo i pół roku, to widocznie ma wyjebane.

Więc ja też mam wyjebane. Elo.

sobota, 6 czerwca 2020

Nic się nie zmienia.

Przysięgam, że jeżeli wyjdę kiedyś za mąż, a będzie podnosił na mnie głos, zabiję się. Nie będę tego dłużej tolerować, bo całe życie toleruję i usprawiedliwiam. W dupie to mam. Pierwszy raz od tygodni znalazło się te pięć minut kiedy ktoś w domu w końcu nie był zajęty komputerem, telewizją i innymi ciulstwami i nie byłam skazana na tą pierdoloną samotność w swoim pokoju. Jebane pięć minut. a Ty musiałeś przyjść i zacząć drzeć ryja.

piątek, 5 czerwca 2020

Nie powinnam

Dlaczego codziennie zasypiam sama i myślę czy coś do mnie czujesz, czy jestem zabawką? Boję się powiedzieć, że Cię kocham, choćbyśmy znali się tydzień. Boję się, że nie chcesz tego słyszeć. Że mnie wyśmiejesz, że w sumie nie powinnam. Tęsknię cholernie. Te całe dragi mnie wkurwiają, nie wiem czego szukam. Powiedz, że potrzebujesz mnie tak jak ja Ciebie. I że nie marnuję czasu. Że to wszystko co ludzie nazywają gównem, ma jednak sens.


czwartek, 4 czerwca 2020

Nic ciekawego.

Każdy krok stawiany niepewnie. Albo inaczej- z pewnością, że to nie w tą stronę. Coś mnie przyciąga. Nigdy nie umiałam podejmować decyzji. Teraz podejmuję ryzykowne, mój umysł nie chce skupiać się na konsekwencjach. Dotyczy to każdej sfery mojego życia. Czy to wyjazdu do Wrocławia, czy brania czegokolwiek, czy sposobu odżywiania a na końcu tej niejasnej relacji która żyje swoim życiem. Oczywiście w tej kwestii mam ochotę mieszać i zmieniać, jestem zbyt niecierpliwa, chcę wiedzieć wszystko na już. Jednak powoli... Wszystko się samo rozwiąże.

Nie wiem co z wakacjami. Nie mam pracy. Biorę głupie leki przez które mam wrażenie stałam się obojętna. Nie umiem płakać jak kiedyś, całą sobą. Czasami czuję tylko pusty smutek. I tyle.

No i za dużo kłamię.

poniedziałek, 18 maja 2020

Tęsknoty

Jak tu zimno, ciemno. Pusto. Bez Was. Czuję , że nie mam z czym wyjść do Was, więc uciekłam i tu zostałam. Moje głody bliskości, rozmowy, uśmiechu niezaspokojone. Tak jak głód fizyczny. Będę powoli znikać. Czy mnie znajdziecie? Zbyt dużo mam kłamstw i własnej dumy więc musiałam tak pozostać. Bo nic dla Was nie mam.

Tylko dla Ciebie, szydełkowane czarne kapcie.

poniedziałek, 4 maja 2020

Późno.

Nikt nie spodziewał się, że ten rok będzie tak wyglądał. Sama miałam swoje plany. Szczególnie te wiosenno-letnie. Byłam zakochana. Miałam wyznać miłość i pozytywów w tej kwestii oczekiwać. Zakochać się jeszcze bardziej i przez chwilę być szczęśliwa. Tymczasem... nie wiem. Pierwszy raz moja głowa nie jest wypełniona myślą o chłopcu jednym. Zawsze na kimś byłam zawieszona. Zła pustka zajęła to miejsce. Wielka pustka i niepewność każdego dnia. Jednego dnia nie chcę umierać, innego myślę o lekach w szufladzie. Jednego dnia kocham przyjaciół i Ciebie pragnę zabić, innego nienawidzę przyjaciół a Ciebie w myślach przytulam i głaszczę po głowie. Chociaż to ja jestem skrzywdzona.
Kocham siebie i nie chcę umierać, zabijam się i świat jest dla mnie zły. Mam złote serce i jestem dobrą dziewczynką, a potem narkomanką okłamującą wszystkich.
   Wciąż wszystkich osądzam, ale gdybym sama trafiła przed sąd... nie jestem człowiekiem.

Często nie umiem spojrzeć w lustro.
Nie. Patrzę i płaczę. Widzę tam dziwkę, narkomankę, alkoholiczkę, wariatkę, a najgorsze... najgorsze są te oczy. Oczy kłamcy.

Często jestem zabójcą. Planowałam to zabójstwo. I sprawę w sądzie, ale tam to Ty byłeś oskarżonym.

Chciałabym wiedzieć jak to jest, że każdy potrafi zniknąć, ale Ty nie?... Wyklinałam, zarzekałam się, krzyczałam, że to było gówno i nawet myślą nie chciałam do tego wracać. Ale jednak wciąż jesteś, a ja na to pozwalam i niestety tego chcę.

r o m a n t y z m  ??

środa, 22 kwietnia 2020

Cajzjckxleloebwmlalkcozkzkxkal.

Teraz? Po tym co wypiłam, gdybym zjadła wszystko co mam zasnęłabym spokojnie i mogłabym spać. I spać. I już się nie obudzić. Garść jest na tydzień. Mam spokojnie pięć. Gdybym rzeczywiście chciała. Ale to tylko myśli.
Co innego mi zostaje?
Nienawidzić Cię i kochać jednocześnie.
Tęsknić i wypierać z pamięci jednocześnie.
Jesteś w moich oczach największym złem i najwspanialszym kochankiem jednocześnie.
A ja cierpię na rozdwojenie jaźni, wybierając życie bez Ciebie i chęć życia z Tobą. Jednocześnie.
Ale bardziej bez Ciebie.
Czasami pojawia się ktoś inny. Jeden inny bądź drugi inny. Bez znaczenia, bo Ty górujesz. A ja chcę byś zszedł na poziom ujemny.
Nie mam kim zająć myśli i wiem, że w tym tkwi problem. Neurony przyzwyczaiły się do Twojego imienia. To cholernie złe. Próbuję je przestroić w tonację J lub w tonację... ech, nie powiem w jaką. Po prostu w tonację inną. Ale kołki rozpierdoliło i grają jak chcą. Jest cicho.
Tylko zegar.
Tyka sekundy mojej cierpliwości.
Kurwa chcę skoczyć, zjeść wszystko, zawisnąć
umierać. Szybko i wolno nie czując z bólem płacząc się śmiejąc

Sygnały mojego mózgu to krzyk.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Beksa.

Mam dosyć wspomnień.

Podobno gdy umierasz, lecisz
sobie lecisz.

Nie rozmawiam z nikim, z nikim się nie dzielę.
Zachowaj resztę, wynoś się ze mnie.

Już na twarz nakładam brokat, mylą mi się słowa. Czego chciałaś mamo, tego już nie zmienisz, wszystko się już stało.



Gdy myśli nie mogą wędrować w przyszłość, bo nie jestem teraz w stanie jej wykreować, idą do wspomnień. A wspomnień jest zbyt wiele. Wpadam w płacz. Zaczynają się niepozorne wątpliwości we własne siły aż w końcu nieśmiałe myśli o tym by lecieć, sobie lecieć. Nie żalę się nikomu jak to mam w moim bardzo kiepskim zwyczaju i zostaję z tym sama. Nie wiedząc co z tym zrobić, opowiadam swe niezadowolenia szklance wina. Ale dziś nie uciekasz z mojej głowy tak łatwo. Uchyliłam lekko furtkę świadomości i wleciały Twoje dobre cechy. Nie będę ich wymieniać bo nie mają teraz znaczenia przy tym wszystkim co przeważyło szalę w koniec. Nie pozwalasz zbyt łatwo o sobie zapomnieć. Zachowaj resztę, wynoś się ze mnie.
Nakładam makijaż, uśmiech i dobre uczynki. Taka dobra córka. A wyrzuty sumienia zżerają od środka. Tak bym chciała Ci powiedzieć mamo, nie wytrzymuję już tych kłamstw. Ale tego już nie da się zmienić. Ani tego co zaszło z Maćkiem, ani tego co robię gdy wychodzę z domu, ani wielu innych spraw, które zawaliłam. Czasami myślę, że wiesz i serce ci pęka.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Co w głowie... krzyczy

Bałagan mam w głowie.

Mogę wysprzątać każdy zakątek mieszkania, uporządkować wszystko maniakalnie. I robię to. Problem w tym, że moja głowa pełna jest nieuporządkowanych myśli. Lęki, obawy, zmartwienia. Nie myślę o nich w ciągu dnia, ale przychodzi wieczór i choć jestem śpiąca, nie umiem zasnąć, bo uporczywie o tym wszystkim myślę. A potem wypełza to w snach. Przekształca wszystko i wpływa na poranki. Kiedyś pisałam o tym, że sny zatruwają mi poranki. Znowu tak jest. Chociaż postaci nie są jasne, zazwyczaj wiem skąd się biorą i czyim są uosobieniem. Więzienie, strzelaniny, porwania, gwałty? Nie myślę przecież o takich rzeczach, a o osobach. Dlaczego podświadomość kreuje czarne scenariusze? Dlaczego nie wspomina tego co dobre? Pieknych chwil, słonecznych dni z zaskakującym deszczem, leśnych spacerów, wyjazdów w góry czy gdziekolwiek indziej?

Chcę zazielenić umysł. Niech powstanie tam piękny las, pełen cudownych, pachnących świeżym życiem niespodzianek. Niech wyrosną piękne paprocie, drzewa zajdą mchem i zamieszkają wiosennie nucące ptaki. Niech powstanie tam stolik i miejsce na ognisko, przy którym razem z najbliższymi mej duszy, będę mogła śpiewać piosenki wspominając piękne chwile.
   Dużo zieleni, bo jest nadzieją. Piękna przeszłość dająca wiarę, że przyszłość też będzie piękna.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Fuck off

Muszę to z siebie wyrzucić w ostatni sposób jaki został. Śnił mi się znów ten kretyn ze swoją dziewczyną. Mam tego dosyć. Czuję się zajebiście, a potem takie głupoty niepotrzebnie mnie wkurwiają. I nie chodzi o to, że szybko wymienił mnie sobie na inną. Chodzi o sam fakt, że siedzi w mojej podświadomości, a chciałabym żeby już wypierdalał i nie mącił więcej moich snów.

Serce i rozum.

Wiem wiem, opuszczam się w pisaniu... Ale przez to siedzenie w domu niewiele się dzieje.

Dziś liturgia na kamerkach. Niesamowicie ucieszyłam się widząc moich braci ze wspólnoty. W takich momentach jeszcze bardziej doceniam ten dar. A jednocześnie, czułam jakiś smutek i przygnębienie z powodu tej sytuacji która jest... Brak wspólnej Paschy w tym roku? Jezu, przyjdź.

Tęsknię za kimś. Myślę o tym już od kilku dni. Dziwi mnie to i jednocześnie mam ochotę siebie skarcić, bo nigdy nie chciałam tego czuć. Czy przez tęsknotę która przyszła w tym czasie wychodzi na jaw to, co blokuję w sobie? Możliwe, ale lepiej to stłumić. Związać i wrzucić w komorę zapomnianych myśli na dnie serca.

W styczniu zapisałam pewne fragmenty w swoim pamiętniku. 1. Tęsknię za czymś, czego nie było, bo nigdy nie umiałam tego w sobie wzbudzić. 2. To dopiero będzie, jak zakocham się w Nim tak intelektualnie i w jakiś sposób uzależnię, a nie będę mogła fizycznie. Bo nawet NIE CHCĘ. Rozdwojenie kurwa jaźni Emly.

I tak oto dzięki tej zaporze którą stworzył mój mózg na szczęście sobie na to nie pozwalam.

Ale mógłby też stworzyć zaporę na tęsknotę.

Co u mnie? Chyba mam za dużo czasu na myślenie.

sobota, 28 marca 2020

Z pamiętnika ogrodnika.

Zaniedbana przez rok winorośl, nie podcięta, bez opieki, szybko wrasta w niepasujące do niej środowisko. Owija się w tuje oraz inne napotkane po drodze drzewa. Po roku ciężko ją wyciągnąć, trzeba użyć dużo siły aby wyrwać suche, nie dające owocu gałęzie wplątane w inne rośliny.


  Tą winoroślą jestem ja. W ubiegłym roku wplątałam się w niepasujące do mnie otoczenie, robiłam rzeczy niepodobne do mnie, a wyjście z tego jest trudne. Jednej gałęzi już dawno tak się uczepiłam. Trzyma mnie teraz przy sobie a ja nie mogę sama wyjść. Trzeba zdecydowanego, silnego pociagniecia by mnie z tego wyrwać.
Myślę, że wyrwana już jestem, jednak zostały na mnie resztki z tamtego drzewa. Uschnięte gałęzie trzeba pociąć na kawałki i wrzucić do worka, którego zawartość zostanie wywieziona i spalona.


  Dziś byłam na działce z tatą. Z początku gdy mnie o to poprosił, nie zareagowałam zbyt entuzjastycznie. Pomyślałam jednak, że narzekam tyle razy że jestem jakby odcięta od rodziców, a gdy tata proponuje mi wspólne wyjście na ogródek, żeby razem popracować, to co? To ja nie mam ochoty. Stwierdziłam, że to właśnie może być moment, kiedy porobię coś razem z tatą i spędzimy czas sami. I teraz  jestem bardzo zadowolona, że poszłam! Pięknie świeci słońce, widać pierwsze oznaki wiosny takie jak krokusy, mały trzmiel, budzące się do życia krzewy a nawet mrówki! Może to dziecinne, ale ja taka jestem. Wiosna jest moją ulubioną porą roku i odkąd byłam mała, zawsze szukałam jej pierwszych oznak. Tak zostało do dziś. Uśmiechałam się szczerze chłonąc promienie słońca i delikatny, ciepły wiatr, wykonując pracę którą zlecił mi tata.

Jest wiosna. Jestem na dobrej drodze.

czwartek, 26 marca 2020

?Pytania???

Jak dużo czasu musi upłynąć zanim naprawdę zrozumiesz, że coś było błędem?

Mnie zajęło to prawie cztery lata. Dziś w każdej chwili gdy On mnie prześladuje, myślę o tym. A teraz czuję się na dodatek jakbym musiała znosić za to karę. Każdego dnia podobne sny. I myśl, że nie dam rady kolejnemu zaufać, mimo, że chcę. Pewnie by powiedział, że robię z siebie ofiarę, ale po ostatnim spotkaniu czuję się jak ofiara. Prześladuje mnie ta chwila. Nie daje mi spokoju. Sprawia, że czuję się dogłębnie skrzywdzona.

Kiedy wydłubałam sobie jebane oczy że kurwa tak długi czas byłam ślepa??

Czy terapia mi z tym pomoże? Czy w końcu nie będę czuć się jak ofiara?

Czy to moja wina?

Zbyt dużo pytań, a odpowiedzi nie poznam.

wtorek, 24 marca 2020

Myśli odbite w zielonej herbacie.

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak to jest zdrowo czegoś żałować. Pisząc zdrowo, mam na myśli bez aury depresji, bez popadania w histerię i nadmiernej nienawiści do siebie oraz kogoś kogo to dotyczy.
Dziś, parząc herbatę zreflektowałam się nad tym, bo zobaczyłam Jego aktywność na messengerze od której mnie odzwyczaił przez 8 miesięcy a do której średnio się przyzwyczajam.
Nie chcę już takiego przyzwyczajenia.

Ale dziś nie umiem nawet uronić łzy, mimo, że żałuję tamtych nocy. Żałuję pierwszej i ostatniej. I wszystkich które były pomiędzy. Żałuję każdego poranka w domu Jego rodziców.

Jednak... nie mogłabym być kim jestem bez tego, prawda?

Muszę przyznać to w końcu sama przed sobą. Straciłam wiele. Czas się podnieść. Czas się z tym pogodzić, bo czasu nie mogę cofnąć.


poniedziałek, 23 marca 2020

Wygrana.

Trochę zamilkłam.
Nowe dni. Zupełnie dziwne przez kwarantannę. Mam czas. Mam czas na przemyślenia, na bycie z rodziną i nadrabianie zaległości w serialach itp. Czuję spokój. Nietypowy, bo jednak z nutą ryzyka. Czuję się jakbym balansowała na linie nad przepaścią, ale robiła to z wprawą, uśmiechem i brakiem jakiegokolwiek strachu. Ze świadomością śmierci pode mną, ale uczuciem zwyciężenia jej. Ze swobodą docieram każdego dnia na drugą stronę z poczuciem siły.
Depresja jest pode mną. To ona spadła w przepaść.

piątek, 20 marca 2020

Odkrywam świat.

Dziwnie było wyjść na otwartą przestrzeń. Dziwnie było wejść do swojego pokoju lub siedzieć w kuchni- niski sufit, mała przestrzeń. Dziwna jest CISZA. Tykające zegary. Dziwnie było zmywać naczynia w zlewie a nie w umywalce. Dziwnie jest móc ładować telefon kiedy chcę. Dziwnie jest chodzić, szybko się zmęczyłam.

Czuję się, jak przeniesiona w inny świat.

Recepta w rękę i obeszłam 6 aptek, do każdej stałam w kolejce na dworze, gdzie było już zimno i każdy lek kupiłam w innej aptece bo nie mieli XD

A potem chiiiill z Niksą i bania zadowolona. Wróciłam do domu i 2h sprzątałam, aż w końcu mogę dokończyć dzisiejszy post:)

Mam nadzieję, że jutro w tej rzeczywistości będzie mi lepiej.

czwartek, 19 marca 2020

Ostatni.

Ostatni w pełni szpitalny. Jutro wypis. Bardzo niespodziewanie to nadeszło.
Czuję się dziwnie, od miesiąca nie byłam na dworze i to jest coś, czego nie mogę się doczekać. Przyzwyczaiłam się do bycia tutaj. To jak przeprowadzka, po miesiącu czujesz się jak w domu. I chociaż to nadal szpital, będę go opuszczać z nutą nostalgii.
Jednak nic nie przewyższy mojej radości z tego, że w końcu zobaczę się z rodziną. Że w końcu będę w swoim domu. Że nie będę otwierać klamek łokciem ze strachu, że się czymś zarażę. Że wejdę do swojego ukochanego pokoju, wśród swoich rzeczy i tego, że w końcu będę mogła szukać więcej błogosławieństw których wcześniej nie dostrzegłam.
I Slay. Tego też nie mogę się doczekać. Babski wieczór ze Slay i robienie różnych rzeczy razem. To jest super!!
O, wiecie na co jeszcze mam ochotę? Na zmywanie naczyń, bo uwielbiam to robić!
I cieszy mnie też, że niektórzy czekają już na moje usługi fryzjerskie 😄💇‍♂️ Uwielbiam.

Próbowałam dziś przez chwilę się wyciszyć i zinterpretować tekst pewnej piosenki którą uwielbiam, zresztą jak wszystkie inne zespołu The Dø. Widzę pewne porównania do pobytu tutaj, ale może napiszę o tym innym razem. Jednak załączam piosenkę. Wsłuchaj się... Czytelniku.


środa, 18 marca 2020

Nawiedzona Gosia XD

Co tu dużo mówić. Czuję się nadal świetnie i stabilnie, ale kurka nawet ludzie mi wierzyć nie chcą!

Dziś myślałam o tym jak widzieć Chrystusa w drugim. Nawiedzona Gosia mnie doprowadza do granic wytrzymałości, totalnie psychiczna i nic nie przemówisz. 50 razy na dzień mówi "Ale dasz mi papierosa", kilka razy "lubisz mnie?" z tym jednym wystającym zębem i jakieś 30 razy tonem niczym Loretta z "Przekleństwo Millhaven" że "mój mąż przyjedzie. Przywiezie ciasto." I teraz do tego dołóżcie sobie ten głos XD I nie przegadasz że nie przyjedzie bo nie ma odwiedzin. "Ale on ma specjalne względy"😆  A mąż pewnie też wymyślony. To jest komiczne ale jednocześnie nie mogę już z nią wytrzymać. Kradnie ludziom fajki, po czym błaga mnie żebym jej dała albo zostawiła, a potem jeszcze z Nią walczę o czyjś jogurt z lodówki na którego kradzieży ją przyłapałam a ona mi wmawia że to jej i że nie ukradła itd. XD NAWIEDZONA GOSIA. Psychiatryk hehe

No ale właśnie, what would Jesus do? Dawałby jej ciągle fajki? Ja już nie wiem jak się zachowywać względem tej kobiety. Męczy mnie to trochę psychicznie.
Co nie zmienia faktu że czuję się zajebiście!

wtorek, 17 marca 2020

Czas

Tak sobie czytam te posty poprzednie i kurwa XD. Nadzieja, nie nadzieja, poczekać jak na motyla. No kurde, nawet działa!

Czytam wszystkie z pobytu w szpitalu. I widzę OGROMNĄ różnicę! Nie sądziłam, że coś mi pomoże, a pomaga. Mam siłę by zmieniać. Farmakologio kocham cię, bo w końcu chcę żyć. Tak na serio. Wiele wydarzeń które miały tu miejsce dało mi do myślenia. Były to trudne sytuacje, ale ważne lekcje w życiu. Nie chcę się poddawać.


Part II

Nie zdążyłam Ci powiedzieć, że tęsknię. I o nadziei, że w końcu się spotkamy.

Kej. Pisaliśmy. A później rozmawialiśmy 1h 17min. Cieszę się z tego, ale miałam wrażenie, że gdy tylko powiedziałam coś co chciałam by brzmiało tak byś się domyślił, to miałeś na to jakąś odpowiedź. Jakby wymówkę. Chcesz mnie trzymać na dystans, tak czuję.
Jesteś dla wielu miły i zapewne nie tylko ze mną rozmawiasz w ten sposób. Więc posiedzę jeszcze czekając na tego motyla.
Nadal boję się odrzucenia i chociaż usłyszałam kilka komplementów, chyba nie darzysz mnie tym uczuciem. Ale wiem, że wszystko może się zmienić. Narazie spokój, delikatny uśmiech, jednak z małą nutą smutku.

Part III-napisałam "wiersz"

Nie ruszam się
stąd.
Od 26 dni

Doczekałam się, tak jak wskazał
Nathaniel Hawthorne
Przyleciał mój motyl, jednak musnął jedynie i odleciał.
Będę nadal czekać w bezruchu
Jeśli przylecisz...
chciałabym...
zostań na moim ramieniu.
Na dłużej.

poniedziałek, 16 marca 2020

Przypływ wspomnień z pozytywnym skutkiem :)

Wczoraj i dzisiaj. Czuję się stanowczo lepiej. Jest piękna pogoda za oknem, która skłania mnie ku dobrym myślom. Czytam książkę "Sztuka życia bez narzekania". Widzę coraz więcej w sobie, a to dopiero początek i długa droga oraz terapia przede mną aby nauczyć się dostrzegać dobro. Narzekanie i dobro nie idzie ze sobą w parze. Nawet zaczęłam pozytywnie myśleć. I to tak serio. Nie jest to kwestia wahań na stroju, bo leki mnie stabilizują, a więc po prostu jest ze mną lepiej. Zaznaczam w książce ważne fragmenty odnośnie różnych sfer życia (rodzina, nadzieje-Kej, ocenianie ludzi itd.).

Wzięłam się wczoraj w przypływie pozytywów za zrobienie konspektu na kolonie. Chcę, żeby dzieciaki świetnie się bawiły i miały co wspominać. Rok temu wypłynęłam na głęboką wodę, nie wiedziałam co mnie czeka, ale teraz już wiem mniej więcej na czym stoję i chcę żeby dzieci się świetnie, bezpiecznie bawiły i nie nudziły. Naprawdę sporo tego napisałam. Dziś przenoszę to w telefon i ładnie poukładam.

Lubię być ciocią!!🤗🤹‍♀️🤸🏼‍♀️🏃🏻‍♀️👩‍👧‍👧

sobota, 14 marca 2020

Lepiej

Dzień był w porządku. Pospałam do obiadu, bo weekendy trzeba jakoś zabijać. Potem już jakoś zleciało. Na dziś, mam wrażenie, że jest lepiej. Chcę już wrócić do domu, bo z powodu braku odwiedzin jakoś mi ciężko. Modlitwa chyba mi pomaga.

Po dwóch w połowie nieprzespanych nocach i koszmarach, mam wrażenie, że dołożyli mi jeszcze coś na spanie. Więc lecę w krainę snu, mam nadzieję, że bardziej spokojnego.

czwartek, 12 marca 2020

Bezradność i egoizm.

Dzisiejszy dzień jest dla mnie jeszcze większą traumą. Nawet nie mam siły tego opisać, bo ręce drżą mi w płaczu.

Boże, weź na mnie wszystkie choroby tych ludzi. Teraz.

Miałam nie pisać więcej, bo właściwie tego nie da się opisać. Trzeba to zobaczyć na własne oczy.
Dziś odrobiłam ważną lekcję w życiu. Dostrzegłam jak bardzo jestem niewdzięczna za to co mam. Jaką od zawsze jestem egoistką. Myślałam, że widzę potrzeby i problemy innych, a tak naprawdę nigdy się tym nie interesuję. Myślę tylko o własnych problemach (!) Jakich problemach?? Kurwa nie mam żadnych problemów. Mam piękne życie, wspaniałą rodzinę i mam wspólnotę. Mam mnóstwo osób którym na mnie zależy, a kwestia mojego zdrowia jest wynikiem moich wyborów. Mam jeszcze o wiele więcej błogosławieństw o których nie zdaję sobie sprawy, bo skupiam się na ciągłym narzekaniu i niezadowoleniu z tego, co mi nie odpowiada.

Jestem egoistką.
Jezusie Chrystusie Synu Dawida ulituj się nade mną grzesznikiem.

środa, 11 marca 2020

Oddział umieralni ogólnej.

Starość. Młodość. Wszystko przemija.
Widziałam dziś oczy Śmierci. Cierpienia. Niemocy. Życia. Widziałam oczy Nieba.

Cisza.
Tak jest teraz w tej sali.
Kobieta umiera.
Dziewczyna śpi.
Kobieta kłóci się z mężem.
Ja
Kłócę się z całym światem.

Wczoraj nie napisałam. Miałam zły dzień. Kolejny z rzędu. I dziś znowu to samo.

Malowana łzami pościel szpitalna
Skrywa wszystkie moje smutki.
Samotność w samotności-
Brak odwiedzin.


poniedziałek, 9 marca 2020

Krótko.

Dzisiaj było po prostu chujowo. Nie miałam siły wstać z łóżka, miałam mega doła, ale nie wiedziałam z jakiego konkretnie powodu. Chociaż gdy teraz o tym myślę, powodem mógł być Kej.

niedziela, 8 marca 2020

Czym jest szczęście?

Kurwa mać, co się stało? Co jest? Zaledwie pół h temu była wizyta wieczorna gdzie jeszcze powiedziałam, że u mnie dobrze, a nagle poczułam delikatną pustkę. Lekki wiatr, który może się za chwilkę zmienić w trąbę powietrzną która zrywa dachy.

On znów mi się dziś śnił. Mówiąc On, mam na myśli Kej.

Dostaliśmy na dzień kobiet prezencik z cytatem. Możnaby powiedzieć, że kiczowatym: "Szczęście jest jak motyl: kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk. Ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci."

Może powinnam odpuścić? Może powinnam zrobić to już dawno. Oszukuję siebie tą jebaną nadzieją, a On jest przecież zakochany w innej lasce. Co z tego że Go odrzuciła. On walczy o Nią.

Nie powinnam polegać na jednym człowieku i oczekiwać, że On nagle wszystko zmieni, a nadal jestem tak naiwna.
Dlaczego nie potrafię odpuścić? Dlaczego nie potrafię żyć w stanie gdy nie zależy mi na relacji?

Dlaczego do cholery się w Tobie zakochałam?



A może to zbyt mocne określenie...?

Chcę odejść.

sobota, 7 marca 2020

Smocza jama lub wygrane nadzieje.

Nieważne jaki dzień. Ale coś wspomnę.
6:00 budzi mnie ratownik medyczny do pobrania krwi, ja takie co do kurwy??

Wołali że śniadanie, ale posiłków nie jadam i spałam dalej, tak twardo że pielęgniarka osobiście przyszła do mnie z lekami o 9 XD

Ale myślę o Nim. Kej jest moim uśmiechem. Jednak dziś, obudziłam się zmartwiona, niepewna i bez nadziei. Śnił mi się On, ale także Maciek. Kurwa jaki pojebany koktajl, nie chcę takich snów. Z Maćkiem weszłam w jakiś układ, ale nie zależało mi na zapamiętaniu tego snu. Za to wiele myślałam o Keju, wolałam na tym się skupić, choć nie był zbyt pozytywny i odebrał mi nadzieję. Nie wiem gdzie wszystko się działo, ale wiem, że zaczął być wobec mnie obojętny i był taki jakim opisywał się w naszej ostatniej rozmowie. I zaczął palić. I być rzeczywiście takim fiutem do których mam (nie)szczęście. Gdy się obudziłam, trochę mi zajęło dojście do tego, że to tylko sen. Ale i tak się boję.
Nie jesteś taki Kej, prawda?

Ale przeczytałam sobie przed chwilą znowu naszą rozmowę i humorek git. Boże żebym ja się tylko za bardzo nie rozsypała gdy dotrę do tej mojej naiwnej nadziei (której nie potrafię powstrzymać), a ona okaże się smokiem, który mnie uwięzi w swojej jamie i będzie znów karmić łzami.

piątek, 6 marca 2020

Kręte ścieżki do prostej drogi.

Droga Slay, nie będziesz Assi, bo mogłoby się zbyt z dupą kojarzyć XD
Czuję w Tobie duże wsparcie. Mimo, że potrafisz mi niechcący humor szybko zjebać (akcja z kapeluszem), wiele się w Tobie zmieniło. Pan Bóg ma plan, który realizuje. Życzę Ci, byś się nie poddawała i całkowicie zawierzyła Mu swoje problemy i pragnienia.

Mój dzień dobry, zajebisty makijaż, widać, że dobrze się czuję. Staram się czytać książki ile mogę.
Moja psychoterapeutka opisała mi dziś co wyszło z moich psychotestów. I wszystko się zgadza. Potrzebuję dynamicznej psychoterapii, najlepiej raz w tygodniu. Po wyjściu ze szpitala będę musiała powoli sobie wszystko poukładać. Najpierw praca, później znalezienie odpowiedniego terapeuty i poukładanie relacji w rodzinie. Dziś wierzę, że mi się uda i będę miała w sobie tę siłę, ale przy moich wahaniach, wiem, że może być różnie. Mam nadzieję, że leki chociaż w jakimś stopniu pomogą. A więc czy jest szansa na to bym się ustabilizowała? Wygląda na to, że tak. Muszę w to wierzyć, chcieć i przetrwać terapię która będzie wiązała się zapewne z korzeniami, czyli trudnymi przeżyciami głównie z mojego dzieciństwa.
Wierzycie we mnie?

czwartek, 5 marca 2020

Lekarze, wahania, w sumie lubię moje szpitalne łóżko.

Już miałam iść spać, ale postanowienie to postanowienie więc post szpitalny musi być:p

Do 16 spoko, wciągnęłam się w sudoku i zapomniałam o świecie. Aż o 16 zadzwonił Świetlik. Okazało się że przyjechali w czwórkę mnie odwiedzić, ale odwiedziny są możliwe tylko do 16... Postanowiłam zapytać lekarza czy mogę wyjść na dwór chociaż na 15 minut pod Ich opieką. Ale powiedział że nie, bo to ustala się tylko z ordynatorem. Wkurwiają mnie już ci lekarze. Nic by się nie stało jakby mnie na 15 minut wypuścił, a ja bardzo chciałam ich chociaż zobaczyć...
I mood zjebany. Leżałam w łóżku, znów wyłam. Było mi po prostu przykro. Czułam się nie fair potraktowana, bo jedna kobieta wróciła właśnie ze spacerku, a po chwili widzę, że do Pani Marysi wpuścili dwie osoby na chwilę. Ja pierdole...
Ale siedziałam na palarni i przyszła Kasia, pytając czy zrobię jej makijaż o którym wczoraj rozmawiałyśmy. I długo mi to zajęło, więc zupełnie się uspokoiłam.
Wieczorem zadzwoniła Kamcia z Frankiem, pogadaliśmy na kamerce, czułam się jak zdrowa. Kooocham mocno Slay. Lub Assi, od wsparcia. Musisz wybrać która ksywa o którą prosiłaś, bardziej się podoba. 🤣

środa, 4 marca 2020

Fale

Idę sobie korytarzem i mijam mojego ulubionego ratownika medycznego, który spojrzał na nowe ogłoszenie w sprawie koronawirusa i się skrzywił? może zdziwił? I poszedł. Więc ja zaczęłam sobie czytać. Po chwili On wraca i nawiązał się taki dialog:
-Czyta pani o koronawirusie?-i z tym swoim uroczym uśmiechem mówi- ee, proszę się nie przejmować.
- Ja to się tym w ogóle nie przejmuję, nawet bym się ucieszyła gdybym umarła-odpowiadam ze śmiechem drocząc się.
- Co Pani mówi, normalnie to zapiąłbym w pasy od razu- mówi kręcąc głową, jednak się uśmiechając.

Lubię jak ma dyżur, bo to młody koleś z którym można pośmieszkować. Zresztą to On mnie przyjmował na oddział i robił dokumentację.

Jeśli chodzi o mój humor, jest totalnie odmienny od wczorajszego. To, co wczoraj sprawiało, że wpadłam w bezradność i gniew marząc o natychmiastowej śmierci (rozmowa z ordynatorem z której wynikło, że moje samopoczucie wynika z mojej woli i ja sama muszę się postarać, bo nikt tego za mnie nie zrobi, łącznie z tym że nikt nie powie mi jak przestać się ciąć), dziś mnie nie przeraża aż tak bardzo. Ale wiem też, że to chwilowe. Góra, dół, góra, dół.

To była pierwsza połowa dnia. Czas na drugą:

Odwiedziła mnie niespodziewanie mama. Nawet spoko. Jak mama wyszła, przyszła ciocia Iza. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Zaczęłyśmy rozmawiać i obie się  popłakałyśmy. Ale to był inny płacz niż te co miałam ostatnio. To był płacz żalu, nadziei i zrozumienia. Nie mogła być zbyt długo. Ja jeszcze chwilę popłakałam i zostałam w jakiejś nostalgii. I w tym momencie napisał człowiek, który w dzieciństwie zrobił mi to, z czym nie umiem się teraz pogodzić (nie chcę zdradzać kto, bo kto ma wiedzieć ten wie). Nigdy do mnie nie pisał, bo nie mamy relacji. Zapytał jak się mam. Ucieszyłam się, że w ogóle pyta. Odpowiedziałam, po czym zapytał czy wyjdę do 15 żeby pomóc im w przeprowadzce. I znów płacz. Czyli o to chodzi? Odzywa się tylko gdy chce prosić mnie o przysługę, ale dobrze wiem dlaczego mnie unika. On też wie. Ale powiedział że skoro będę długo to jeszcze zdąży mnie odwiedzić. Byłam w palarni i wyłam. Przez pół godziny. Zaczęłam myśleć o co w tym wszystkim chodzi i chyba do tego powoli dochodzę. Ten szpital, to mój obecny etap na Drodze. Dojść do wszystkich prawd, pojednać się z Nimi, zaakceptować swoją historię i dostrzec na końcu, że Pan Bóg naprawdę wie, co robi. W każdym szczególe, który uważałam za niepotrzebne dokładanie mi gówna do życia.

wtorek, 3 marca 2020

Spadłam z karuzeli, rozbiłam głowę.

Do wieczora było zajebiście. A później nie spałam. Wyłam. Zasnęłam późno. A potem spałam do 12 albo dłużej... nie mam pojęcia. Przyśnił mi się Kej. Dopiero co wynajęłam mieszkanie z Jadzią, spałyśmy a wtedy wbiła ekipa na imprezę, w tym On. Pamiętam, że gdy weszli do pokoju, uśmiechnął się do mnie, podszedł do łóżka, usiadł, a ja taka nieogarnięta powoli się wygrzebałam siadając obok Niego. Miał na sobie ten szary sweter. I przytulił mnie mocno i długo. Tak jak wtedy na imprezie u Niego gdy tak płakałam. To był tylko sen, ale przypomniał mi to uczucie jakie wtedy mi towarzyszyło. Ale nie byliśmy jeszcze po tej ważnej rozmowie. Gdy poszliśmy do innego pomieszczenia, to miał być moment kiedy mu to wszystko powiem. Ale sen się urwał.

Cały dzień rozmyślałam o tym jaką szmatą jestem. Myślałam o tym, bo uświadomiłam to sobie pisząc z Nim ostatnio, gdy trochę bardziej mnie poznał, bo zgromadziłam w głowie te wszystkie fakty jakie miały miejsce z różnymi facetami i dziewczynami. A wieczorna rozmowa z Maćkiem mnie totalnie zniszczyła. I myślałam o tym dzisiaj cały czas. Pół dnia przepłakałam. Wyobrażałam sobie swój pogrzeb, idących za moją trumną Tereskę i Gucia. Gdybym się zabiła, nie miałby chrzestnej. Ale jaka ze mnie chrzestna...
Znienawidziłam siebie.
Boję się przyszłości. A tak naprawdę, teraz boję się, że On nie odwzajemni moich uczuć.

poniedziałek, 2 marca 2020

Zaznacz właściwe: Nadzieja TAK□ NIE□

"Lepiej by to, co czuję, nie było pieprzoną nadzieją. Wiele miesięcy temu pozbyłem się tego cholernego uczucia i niech mnie szlag trafi, jeśli ponownie dopuszczę do siebie to gówno."

A ja znów dopuszczam. I nakręcam się, nie mając żadnych sygnałów z drugiej strony, a potem znów będę pusta, nieobecna i w depresji.

Ale nieważne, skoro już dopuściłam to niech będzie co ma być. Miałam dziś tak super dzień, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio się tyle śmiałam. Czuję się świetnie, to pewnie leki, ale w dużej mierze wpłynął na mnie też Kej, a właściwie rozmowa którą mieliśmy. Cieszę się, że otworzył się trochę przede mną oraz że ja powiedziałam mu prawdę o sobie.
Chodziłam po korytarzu, radość mnie rozpierała, a w palarni serdecznie śmiałam się do okien.

Chcę walczyć o siebie i innych. I mam nadzieję, że nie będzie tak tylko teraz, gdy jestem w szpitalu.


Edit: Już świetny humor poszedł się jebać. Dajcie mi jebaną żyletkę. Dziękuję bardzo M. Daj znać kiedy jej powiesz i nie czytaj więcej mojego bloga.

niedziela, 1 marca 2020

Czasami przychodzi znienacka.

Dzień był do dupy, ale wieczorem gdy miałam doła, przypomniała mi się moja nadzieja. Wiele się o mnie dowiedział i ja o Nim też. Szczerość. Podstawa. Od tego zaczynamy. I to spotkanie w końcu się odbędzie. Powiem mu wszystko, a co z tego wyjdzie, to się okaże. W takich kwestiach jestem optymistką, a jak jebnie, to twarzą w beton. Póki co, humor mam zajebisty. Oby tak dalej.
Kej.

sobota, 29 lutego 2020

Drugs, tears, suicide

Leki zaczynają działać, bo nie myślę nawet o tym żeby się uszkodzić. Jedynie tęsknię za alkoholem i mam ochotę coś wziąć albo zajarać. Wróciły nerwy. Zmniejszyli mi chyba Relanium i już nie jestem taka nieobecna. Nawet zaczęłam odczuwać złość.

Tylko wieczory i samo leżenie w łóżku zawsze kierują moje myśli ku Niemu. Chciałabym wyć, ale umiem jedynie uronić kilka łez. Chcę to wyrzucić z siebie. Oczyścić umysł. Chociaż wiem, że się nie da, ale myślę, że każdy czasem chce się wypłakać.

Nie wierzę, że myśli samobójcze nie wrócą po wyjściu ze szpitala, bo czasami żałuję, że tego nie zrobiłam. Po prostu życie jest za trudne, a ja nie mam na to siły.

piątek, 28 lutego 2020

Nie chcę umrzeć z miłości.

Jak to jest usłyszeć od mamy "kocham cię"? Słyszałam to może dwa razy oraz przed chwilą. Widzę, że coś się w Niej zmienia. Nie olewa tematu. Mówi do mnie "kochanie".

Byłam dziś chwilę na terapii zajęciowej ale byłam zbyt zdołowana i wyszłam. Położyłam się, zasnęłam, przyszedł Franek.

Coraz bardziej uświadamiam sobie jak bardzo jestem uzależniona. Wolałabym jakieś dragi, może bym zdechła. Ale uzależnienie od Ciebie i moja niemoc w tej sprawie, zabija mnie bardzo powoli. To ja się zabiję.

czwartek, 27 lutego 2020

Pusta szklanka.

Leki mnie nadzwyczajnie uspokajają, ale odbierają mi uczucia i emocje. Nic mnie nie cieszy, nie umiem płakać. Umiem tylko być przygnębiona i czuć smutek jak po stłuczeniu szklanki która nic dla mnie nie znaczy. Zabrali mi mnie. Jedyne o czym jeszcze myślę to śmierć i On.
Mam tak żyć?
Co będzie dalej?
Mam pytania w głowie, na które nie ma odpowiedzi.

środa, 26 lutego 2020

(nie)odpoczywam.

Dziś postanowiłam zachować spokój. Nawet mi wychodzi. Ale wiadomo, ze mną różnie. Byli u mnie rodzice. Czasami myślę, że za dużo już tych odwiedzin. Z jednych się cieszę, inne mnie męczą. Wszystko zależy od dnia i jebanych leków.
Chcę odpoczynku, ale wszystko wróciło. Dlatego odpoczynek jest udręką. Jestem w więzieniu swoich myśli i pragnień gdy tylko usiądę, położę się, przez chwilę czegoś nie robię.

Dlaczego to się stało?


Znów nie mogę zasnąć mimo że dają mi leki na spanie.

"Why don't you be you
And I'll be me"

wtorek, 25 lutego 2020

Tracę przytomność. Fizycznie i psychicznie.

Nie mogłam spać do 1 w nocy. Emocje mną targały, brak porozumienia boli. Płacz. A rano jak zwykle pobudka, leki- znów jakiś nowy. "Ładowanie telefonów!". Idę. Kręci mi się w głowie. Idę slalomem, podchodzę, w ostatniej chwili mówię, że zaraz zasłabnę. Łapią mnie, słyszę jak z zaświatów że wzywają pielęgniarki. Nic nie widzę, czerń, odzyskuję wzrok, wiozą mnie na wózku.

Była u mnie Niksa, ale średnio kontaktowałam. Później Kamcia z Jackiem, uczyli mnie skręcać fajki, było całkiem miło.

Wieczorna wizyta lekarza, tym razem ordynator. Nie spodziewałam się, że cały personel szpitalny już wie o moich odpałach. Mocno mnie obserwują. Ciężko mi dotrzymać obietnic które im daję, ale wstyd gdy muszę się przyznać, że którąś złamałam jest gorszy.

poniedziałek, 24 lutego 2020

Dotyk bez świadomości.

Druga sesja z psychologiem. Nie sądziłam, że fakty, które przerobiłam już w swojej głowie, połączą się z czymś, co przez tyle lat mnie niszczyło. Odbiło się to na relacji z Maćkiem, a ja nie potrafiłam o tym mówić. I kogo mam kurwa obwiniać? Rodziców, że nie poszli ze mną tego zbadać? Człowieka, który mi to zrobił? Kogo? Może siebie, że myślałam że tak po prostu mam. To przeszłość o której zapomniałam, ale przyczyna we mnie siedzi. I jest przyczyną innych problemów.
Myślałam, że mam dobry dzień, ale znów się zmieniło. Chciałabym wyjść na dwór. Po prostu odetchnąć świeżym powietrzem. I przemyśleć to. I wykrzyczeć to.
Nie umiem tu znaleźć alternatywy dla żyletki.

niedziela, 23 lutego 2020

Chcę ulgi.

Chciałam. Krwi. Pierwszy dzień którego nie przespałam. Coś za coś, nie śpię-myślę i chcę blizn. Dziś niedziela, ominie mnie wiele rzeczy: Spotkanie Młodych z Nikosem, katecheza wielkopostna i urodziny Marty.
Już całe neo wie. Wiedziałam że tak będzie. W sumie trudno, niech wiedzą. Moja katechistka pytała Kamili czy mogą poinformować Nikosa. Ucieszyłabym się gdybym mogła z Nim porozmawiać. Chyba tego potrzebuję.

Jakiś pacjent zgłosił lekarzowi, że pytałam kogoś o żyletkę. Zostałam wezwana. Ten lekarz jest bardzo miły, trochę mnie uspokoił w jednej kwestii i dał znów promyk nadziei, że mi pomogą. Ale wciąż byłam pełna emocji i miałam potrzebę wyładowania ich. Jakoś przeszło.
Odwiedziła mnie Asia, było super. Z Nią można pośmieszkować na te psycho tematy. Ona najbardziej mnie rozumie i powiedziała, że cieszy ją w tym wszystkim fakt że Ona też ma kogoś kto Ją rozumie, chociaż oczywiście nie chciałaby żebym to przeżywała. Patrząc na moją rękę zapytała czy widelec też powinni mi wziąć i się zaśmiała. No cóż, naprawdę w tym szpitalu niezbyt jest czym sobie ulżyć (bo nie uważam tego za robienie sobie krzywdy).
Mama z Basią przyjechały po Asię i mama wbiegła na górę tylko fajki mi dać haha. Ale zdążyła się jeszcze wyściskać ze swoją znajomą pielęgniarką która tu pracuje. Co za życie 😆

sobota, 22 lutego 2020

Sobota.

Ciągle śpię. Ale zaczęłam w końcu jeść, a to wszystko przez Martę, która przywiozła mi torbę jedzenia, chociaż mówiłam, że nie chcę. Może to dziwne, ale źle mi z tym. Właśnie dlatego nie chciałam odwiedzin. Nie chciałam żeby ludzie przychodzili i wykazywali nagle większe zainteresowanie, przynosili coś dla mnie a tym bardziej jedzenie. Dlatego powiedziałam o tym tak niewielu osobom. Dlatego zatrzymałam to w tajemnicy nawet przed wspólnotą. A i tak wszyscy będą wiedzieć. Nie potrzebuję ich litości, tylko zrozumienia.
Nieważne.

Czuję się, jakbym nie była sobą. Jakbym była tylko ciałem leżącym.
Nie mogę iść nawet jutro na mszę. To byłby lepszy lek niż te wszystkie tutaj, ale nie.

piątek, 21 lutego 2020

Śpię.

5:40 Dzień dobry pani Emilio pobierzemy krew.
7:00 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus (kuźwa chciałam iść do spowiedzi ale nie wstanę.)
9:00 Leki!
10:00 Dzień dobry. Pani wczoraj przyjęta? Jak się pani czuje?... Pani będzie na konsultację z psychologiem.
12:00 Pani Emilio woli pani sobie jeszcze spać czy porozmawiać w poniedziałek? Możemy w poniedzialek, jak pani woli.

Musiałam już porozmawiać. Też głupia jestem, że mówię całą prawdę. "Może Pani mi dać albo lekarz przyjdzie przeszukać rzeczy".
I w ten sposób pozbyłam się żyletek a zyskałam prochy na sen. Zajebiście.

Ale przynajmniej gadającą babę chyba uspali czymś bo jest spokój.

czwartek, 20 lutego 2020

Szukam siebie.

Dwie tabletki relanium w ciągu dnia to nie za wiele?...
Ciężki dzień. Dziwni ludzie.
Wkurwiająca stara baba w sali która ciągle gada i wszyscy mają tego dość.
Dziewczyna 21 lat która wozi misia na chodziku, mówi jak dziecko, jej marzeniem jest mieć pokój, koleżankę i dostała napadu śmiechu z radości mówiąc że będzie normalną dziewczyną, gdy dałam jej taką nadzieję. Rozmawiam z nią. Dałam jej kartkę i kredki, powiedziałam żeby poszła na świetlicę i spróbowała narysować swoje emocje, to, co czuje. Użyła tylko czarnej kredki, napisała o czym marzy z mnóstwem błędów ortograficznych i narysowała pokój z biurkiem, lampką, łóżkiem, misiem. Ten rysunek był rysunkiem sześciolatki. Boli mnie próba zrozumienia jej sytuacji, gdzie rodzice piją i mają ją gdzieś, siostra nią pomiata i kopie w brzuch a w domu nie ma nawet łazienki. Nie jesteście w stanie sobie jej wyobrazić.
Ćpun który próbuje coś do mnie mówić, ale mamrocze coś ledwie, chyba chciał papierosa, ale boję się że mnie obrzyga. Ledwo chodzi, bałam się że się na mnie przewróci, jest chudy, wygląda jak wyciągnięty ze śmietnika. Co to kurwa za życie? Nigdy nie widziałam człowieka w takim stanie.

I ja. Jestem tu. Więc czy jestem normalna? Co znaczy normalność?
Chcę tu samotności, ale nie ma takiego miejsca. Chcę chwili, żeby przemyśleć chociaż to, co wczoraj się wydarzyło. Ale wydaje mi się to odległe, jakby tylko flashback z dawnych czasów.
Ale mam dowód, dla samej siebie. Siniak na brodzie i rany na ciele. Coś jak medium.
Zabrali mi łańcuszek, bo ktoś mógłby się na nim powiesić. Aż się popłakałam.




środa, 12 lutego 2020

Już nic.

"Szukasz problemu tam gdzie go nie ma."

"Jakbyś miała takie życie jak ja miałem to już byś się dawno zabiła."

Słowa taty gdy oznajmiłam, że dostałam od psychiatry skierowanie do szpitala do którego mam się jak najszybciej zgłosić.

sobota, 8 lutego 2020

Trzepot skrzydeł motyla może wywołać tornado.

Wszystko się sypie.
A może dopiero buduje? Nie wiem. Od wczoraj jestem w innym salonie. Poszłam do biura, powiedziałam co mi na sercu leżało i mnie przenieśli. Tylko czy to zmieni moje samopoczucie? Nie mam siły nawet zjeść śniadania a co dopiero pracować. Powinnam iść na terapię. Póki co poczekam co mi psychiatra powie w środę.
Znów mam ochotę się doprowadzić do stanu jak w sylwestra i 5 stycznia. Ale co mi to da? Będzie jeszcze gorzej. Chociaż jeśli będzie gorzej, to może mi to dać odwagę, żeby w końcu wszystkich zostawić.


Edit 13.47: Wracając z pracy pierwszy raz widziałam na żywo tatę Maćka. Minęliśmy się twarzą w twarz. Miło, że w końcu po 3 latach miałam przyjemność zobaczyć osobę dzięki której nasz związek zaczął się rozpadać i która nie znając mnie wyrobiła sobie zajebiste zdanie na mój temat. Ale przynajmniej mogłam poczuć się bliżej Maćka, jakkolwiek idiotyczne to brzmi. Dziękuję. Wyję. Pozdrawiam.(:

czwartek, 6 lutego 2020

Te wszystkie smuty wpisują się w moje myśli.

Before I fall out, show me somehow I can make it.
All that we gave, was it wasted?
Falling down broke, only one hope
That you'll make it.

Give me something
To hold onto.
I've got nothing
Since I've lost you.

środa, 5 lutego 2020

Powrót.

Ja pierdole. Dopiero teraz to wszystko rozumiem. Dlaczego nie widziałam tego wcześniej? Te wszystkie posty Maćka nabrały dla mnie sensu. Kurwa po pół roku dopiero jestem w stanie to pojąć? A jeśli przeczytam za kolejne pół zrozumiem jeszcze więcej? On zaplanował tą datę. "Ósmy szóstego, a osiem zostało". Już wtedy wiedział, że się nie spotkamy. Ale dlaczego akurat wtedy? Ja już wariuję od tego wszystkiego. Nie umiem się podnieść. Nie umiem, naprawdę. Znów godzina płaczu z rana. Znów nie mogłam wyczołgać się z łóżka bo mi się przyśnił.
Co mam robić? Co mam kurwa robić??

poniedziałek, 3 lutego 2020

No życie

Po chuj ja się w ogóle wysilam. Najlepiej mieć wyjebane na wszystko bo i tak nic nie przynosi efektów. I to się odnosi każdej sfery mojego życia. Chcesz dobrze a wszystko się pierdoli. Benek się obraził na mnie i nawet nie wiem o co, chyba powiedziałam przy jego dziewczynie coś czego nie miałam. Idk. O Maćku to już kurwa nie chce mi się nawet pisać bo mam wrażenie, że mi coraz bardziej odpierdala w tej kwestii. Z pracy mam uciekać, bo wszyscy mi tak radzą. Z Jadzią nie umiem się zgadać na rozmowę nie mówiąc już o tym jak są momenty gdy jej potrzebuję albo chcę się wygadać komuś. Zawsze pytam jak u Niej i nie zawsze zdążę opowiedzieć to co chcę... Zgubiłam mój różaniec. Niby głupota, a czuję że kolejny wyjęty ze mnie gwóźdź trzymający mnie w kupie. A tych gwoździ poszło już w pizdu i zaraz się rozsypię. Bartek z Darkiem. Coraz więcej bliskich którzy odchodzą z neo. No i Kej do którego nie wiem czemu ale jakoś impulsywnie i niepotrzebnie dziś napisałam. Nie umiem nic definitywnie zamknąć. Ciągle rozrzucam po różnych kątach życia jakieś pierdolone nadzieje.
Znów mam myśli samobójcze. Tablety na spanie i elo. :(

sobota, 1 lutego 2020

Obliviate

Niepotrzebnie wciąż tam zaglądam. Utrudniam sobie życie martwiąc się o Niego, myśląc o tej dziewczynie, przypominając sobie chwile i wyobrażając sobie jak mogłoby...

Ale nie mogłoby. W tym cały problem. Znów wszystko o nim przypomina. Znów zaczęłam nosić ten cholerny łańcuszek. Nie potrzebuję durnych zdjęć, pamiętam dokładnie jego twarz. Układ kości, cienie, kolor skóry, kształt zarostu, brwi i ust, każde przebarwienie i spojrzenie.

Nie chcę, ale tęsknię.
Nie powinnam, ale tęsknię.

Gdyby tak dało się usunąć pamięć...

środa, 29 stycznia 2020

Moc uwielbienia

Ostatnio Kamila przypomniała mi o książce "Moc uwielbienia" którą czytałam w zeszłym roku i jakoś nie skończyłam. Więc przysiadłam w niedzielę i łyknęłam.
Przeczytanie tej książki daje mi umiejętność dostrzeżenia, albo chociaż zaufania  że każda osoba, sytuacja itd. jest częścią idealnego planu Pana Boga na moje życie. Wiem, że nie zawsze będę w stanie to dostrzegać, ale widzę, że mimo to warto czasami wbrew sobie podziękować Bogu za to, co daje. I NIE, TO NIE JEST BEZ ZNACZENIA! Dlaczego? Bo dziękując, mój umysł jakby automatycznie, może gdzieś w podświadomości zaczyna akceptować to coś.

W sobotę się wkurzyłam, bo odezwał się Kej. Wybiłam go sobie z głowy po tym jak olał termin naszego spotkania, a teraz nagle po prawie miesiącu sobie przypomniał o mnie. To jak rozdrapanie rany, ja już się wyleczyłam a on nagle się znów pojawia. Ale teraz widzę, że to było dobre, bo dzięki temu znów moje myśli o Maćku trochę się rozproszyły. Skoro jakiś czas mimowolnie poświęcam na Keja, to mniej mam czasu na Maćka.

Ale czuję, że jestem niestabilna. Dwubiegunówka daje się ostatnio moocno we znaki. Martwi mnie to, bo nie kontroluję swoich zachowań i emocji. Czy to w pracy, czy gdziekolwiek. I jak ja mam zbudować relację? Zawsze będę toksyczna. Tak myślę, że zawsze.

Nigdy nie robiłam tego celowo, M.

czwartek, 23 stycznia 2020

Trutkę na szczury zjem w dzień ponury

Nie sądziłam, że może uderzyć jeszcze z taką siłą. Były upadki, ale z każdego podnosiłam się (jak myślałam) jeszcze silniejsza.

Ale dzisiaj już przyznaję, że nie wiem na ile jestem zdrowa, jak długo to jeszcze potrwa i szczerze mam gdzieś w głowie przekonanie, że nigdy do końca nie będę "odkochana" i zawsze jakaś część mnie będzie go potrzebować.

Maciek.

Myślałam, że samotność jest trudna. Myliłam się, bo nie sama samotność jest trudna, a niedostępność osoby którą się kocha i którą pamięta się jako tą jedyną, gdzie pamiętam te wszystkie sytuacje i chwile które są  j e d y n e.

Byłam z kilkoma.
On miał wyjątkową wrażliwość. Rozumiał kiedy sprawia mi ból, ale miał zbyt duże ego żeby odpuszczać. A ja odpuszczałam. Z wyjątkiem wtedy. Stwierdziłam, że nie mogę tak na to pozwalać i tym razem zacisnę zęby i poczekam aż on się pierwszy odezwie. Mijały dni, a ja byłam wkurwiona, ale przekonana, że napisze. Mijały tygodnie i zaczęłam podejrzewać że nie napisze. Minął jakiś miesiąc gdy zorientowałam się, że wszędzie mnie zablokował. Stwierdziłam: dobra, niech tak będzie, i tak jesteś dupkiem.
Świetnie sobie radziłam bez niego. Sama się sobie dziwiłam, że nie płaczę, nie tęsknię. Mówiłam- jestem wolna! Wyleczyłam się ludzie!

Podobno żałoba trwa rok. Liczę skrupulatnie miesiące i świętuję w głowie każdy 17 dzień miesiąca. Ale zaczynam coraz bardziej martwić się, że to było zbyt silne aby po roku przestać o tym myśleć.

Skąd dzisiejsze wodospady łez?

Płaczę od godziny 15:15, jest 18:33 gdy to piszę. I płaczę bez przerwy. Moja mama była w salonie. Strzyżenie oczywiście trwało trochę dłużej niż miało, ale takie robiłam pierwszy raz. Marcin mnie trochę wkurzył, bo nawet nie obserwował co robię, tylko potem wytknął błędy i zjebał że za długo. Jakby... wyjebane miał no. I czas na koloryzację, więc chciałam zasięgnąć jego porady, bo na głowie trzy odcienie... A Marcin jak zwykle że nie wie i mam sama robić. Był tak niemiły wobec mnie że łzy stanęły mi w oczach, ale dalej prosiłam o pomoc. Nie otrzymałam jej, byłam bezradna, powiedziałam mamie że ma jechać do domu, bo ja nie wiem co zrobić, bo miałam się tu uczyć ale nie ma mnie kto uczyć więc to bez sensu jak wyjdą zielone a potem wypadną. Poszłam na zaplecze. Widziałam na kamerach że mama po około 10/15min mojej nieobecności dopiero wyszła. Wcześniej chyba myśleli że wrócę. Ale byłam w zbyt zaawansowanym napadzie płaczu, histerii że do niczego się nie nadaję i nic nie umiem, do tego myśl że jestem sama, żeby się zwolnić, Maciek, brak perspektyw, moje pierdolone życie, wszystkie sytuacje w rodzinie i ogromna chęć popełnienia samobójstwa.

Znowu. Ja nie jestem w żaden sposób w stanie opisać tego co czułam i przeżywałam siedząc na ziemi w tym małym, ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Ale bardzo bym chciała żeby ktokolwiek mógł to zrozumieć.

Spotkałam w życiu dwie osoby które koiły we mnie taki ból.

Ale teraz jestem sama i muszę ukoić to sama.

Na zakończenie: Marcin przyszedł po dwóch godzinach i zapytał co ja odpierdalam i czy mam 13 lat żeby się tak zachowywać i że mam nie wyć. Ogólnie zjechał mnie z góry na dół.

Czy mam tam jutro wrócić?

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Niemoc

To nic, że pousuwałam wszystkie zdjęcia na których był. Wszystkie ważne dla mnie screeny. Może nawet zdobędę się kiedyś na usunięcie wszystkich rozmów. Ale tego co mam w głowie, nie usunę nigdy.